Najnowsze wpisy, strona 2


maj 05 2004 Zespół
Komentarze: 1

Nie wiem, dlaczego wybrałam zespół ludowy. Podobało mi się to. Żywiołowość, wirujące, kolorowe sukienki... Obiecałam sobie wiele lat temu, że też tak kiedyś będę tańczyć. Wtedy co prawda wakacje spędzałam w sanatoriach, a dnie w łóżku, ale co tam...

Walczyłam z lekarką, żeby mi pozwoliła, prosiłam i prosiłam.... W koncu się zgodziła, ale miałam się oszczędzać. Nie wierzyłam jej, kiedy mówiła, że będzie mi trudniej, niż innym, że będę się szybko męczyć...

Miała rację. Ale to nie było ważne, i tak byłam szczęśliwa! Nie mogłam co prawda wyjechać z zespołem za granice, bo nie miałam ciągle paszportu (moi rodzice są po rozwodzie i na złość sobie nawzajem nie podpiszą mi zgody... ) ale - never mind! - myślałam. Za rok skończę 18 lat i sama sobie to załatwię...

Pomimo czasem takiej sobie atmosfery w zespole, pomimo tego, że nie wszystko było do końca tak, jak bym tego chciała, byłam bardzo szczęśliwa, kiedy zakładałam strój i wychodziłam na scecnę, choćbym miała tylko zapowiadać koncert, albo kiedy siedziałam ze wszystkimi przy wigilijnym stole.

No cóż, wszystko kiedyś się kończy...  Prawie dwa lata tam przetańczyłam. Być może to niedużo, inni tańczą nawet po kilkanaście lat, ale zostawiło wiele wspomnień. Poznałam wiele ciekawych, wartościowych osób. I zaraz się poryczę więc lepiej skończe na razie...

papillon_1 : :
maj 05 2004 choroba
Komentarze: 1

Pamiętam dobrze ten dzień. Dzwonek do drzwi. Wstaję. Strasznie kręci mi się w głowie – dwa tygodnie leżenia robią swoje. Poczta. List polecony: „ W związku z wykryciem u dziecka przeciwciał anty-HCV proszę o stawienie się z dzieckiem w Poradni Chorób Wątroby...” podpis, data: listopad ’99. Miałam wtedy 14 lat, wysoką gorączkę i niewiele z tego zrozumiałam. Może to, że wreszcie wykryli, co mi jest.

To, że to żółtaczka typu C dowiedziałam się dużo później, po kolejnych pobytach w szpitalu. Jak to jest, kiedy świat wali ci się na głowę? Hmm... Trudno powiedzieć. On właściwie zawalił się stopniowo. „Nie, dziecko, ty nie pójdziesz na studia, ty już teraz możesz iść na rentę...”

Nie wolno mi było jeść nic smażonego, egzotycznych owoców, w ogóle nic ciężkostrawnego, pić kawy, napojów gazowanych, alkoholu. Nie wolno mi było też się przemęczać. Miałam po prostu egzystować.

Ludzie powoli odbierali mi nadzieję. Miałam zrezygnować ze szkoły, bo muzyczna to za duże obciążenie. Po prawie ośmiu latach miałam rzucić wszystko, co kocham!

Chciałam wrzeszczeć, krzyczeć, buntować się! Chciałam umrzeć na tę żółtaczkę...

No cóż, miałam duże szanse. Na cztery możliwe stopnie zniszczenia wątroby (czwarty: marskość wątroby i śmierć) miałam trzeci i to dobrze zaawansowany.

Cudem, bo inaczej nie można tego nazwać, zakwalifikowałam się do programu testującego nowy, ale jedyny środek pomagający walczyć z tą chorobą. Bo niestety, ale do końca to ona nie jest uleczalna, wirus może najwyżej być nieaktywny. Miałam wtedy już 16 lat.

Leczenie trwało rok i mogę bez wątpienia powiedzieć, że to był najgorszy rok w moim życiu.

Po każdym zastrzyku miałam gorączkę 40 stopni przez całą noc, albo nawet do rana. Schudłam 10 kilo. Wszystko mnie bolało. Wiele razy chciałam się zabić i skończyć wreszcie to wszystko.

***

Minął rok. Rok łez i wyrzeczeń. Postanowiłam, że nie mogę wszystkiego podporządkowywać tylko temu, co mi wolno a co nie ze względu na chorobę. Chciałam żyć! Chciałam tańczyć!

papillon_1 : :